|
Super User
|
Kogo przed sobą ujrzałam? Znowu Jeremiego. Czy on jest jakimś cholernym aniołem stróżem?
-Dziękuję -byłam sfrustrowana. Błyskawicznym ruchem podniosłam się do pionu.
-Podobno za pierwszym razem to przypadek ,ale już za drugim to przeznaczenie -uśmiechnął się..słodko?
-Daruj sobie -fuknęłam i odeszłam w dalszym poszukiwaniu telefonu.
-Co Ci się stało? -spytał idąc za mną.
-Koń mnie kopnął.
-Nie ciekawie. A czego szukasz?
-Telefonu.
-Może chcesz zadzwonić ode mnie? -zaproponował ,a ja jak na komendę odwróciłam się do niego przodem.
-Skoro dla ciebie to nie problem -odpowiedziałam obojętnie.
-Pewnie ,że nie jest -cały czas się uśmiechał. Byłam na siebie zła ,bo Jeremy był dla mnie niesamowicie miły ,a ja byłam okrutna. Ale wtedy tego nie ogarniałam -chciałam jak najszybciej wiedzieć co z Billym.
Z tylnej kieszeni swoich spodni wyciągnął jeden z nowszych telefonów i podał mi. Szybko wybrałam numer trenera -dzięki Bogu ,że go znałam na pamięć.
-Dzień dobry, tu Julia.
-Julia! Nic Ci nie jest?! Jak się czujesz? Wszystko w porządku?
-Tak jest ok ,ale będę musiała zostać jeszcze kilka dni. Co z Billym? Wiadomo czego się bał?
-Nadal nie jest oazą spokoju ,ale już mu lepiej. Za chwilę ma być weterynarz i go przebada. Całkiem możliwe ,że doskwiera mu jakiś ból. W końcu przebył długą drogę.
-Rozumiem. Dziękuję za informacje. Do widzenia -nie czekając na ostatnie słowa trenera rozłączyłam się. Byłam spokojniejsza ,ale wciąż zastanawiała mnie sprawa siwka.
-Dziękuję -uśmiechnęłam się do bruneta oddając mu telefon.
-Spoko.
-A ty w sumie co tu robisz?
-Byłem odwiedzić babcię. Miała operację.
-Oh, nienawidzę operacji.
-Ta, nic przyjemnego. Może pójdziemy do szpitalnego baru? Zawsze lepiej niż korytarz -rozejrzeliśmy się wokół siebie. Dopiero dostrzegłam to gdzie się znajdowaliśmy. Zachichotałam.
-Z chęcią -uśmiechnęłam się nieśmiało i spuściłam głowę. Chłopak wyciągnął ku mnie swoją dłoń ,a ja nie pewnie ją złapałam. I tak podążyliśmy do wspomnianego miejsca. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Poznawaliśmy się -opowiadaliśmy trochę o sobie. Byłam z reguły zamkniętą osobą i trudno było mi mówić cokolwiek o sobie. Więc Jeremy dowiedział się o mnie niemal tyle co nic.
Jeremy odwiedzał mnie przez następne dni w szpitalu. Chyba nie skłamię jeśli powiem ,że byliśmy dobrymi znajomymi. Nadal nie opowiedziałam mu wiele o sobie -wolę ,żeby sam mnie poznał.
Oczywiście Katty mnie także odwiedzała -pogodziłyśmy się, jak zwykle
Jednak nadal nie wiadomo co z wałachem. Nadal jest niespokojny ,a weterynarz wykonał wszelkie badania -wszystko wyszło pozytywnie.
|
|
Super User
|
Szedłem przez molo w ulubionym mieście mojej ukochanej siostry -Sopot. Myślałem o niej. Jak się czuję, co się z nią dzieję, czy jest szczęśliwa? Straciłem z nią kontakt. Zawaliłem... całkowicie.
Jest moją młodszą siostrą i kiedy miałem ją na wyciągnięcie ręki to ją odrzucałem. A teraz, kiedy ją potrzebuje. Jej nie ma, nie ma jej w domu, przy rodzicach, przy mnie, w rodzinnym mieście, u znajomych ,ani w całym tym cholernym kraju.
Potrzebowałem jej wsparcia, opieki, dobrego ducha. Tego jej wiecznego uśmiechu. Dopiero teraz kiedy była daleko ode mnie i nie miałem pojęcia czy jest cała i zdrowa doceniłem to jaka była. Doceniłem to kiedy była tuż obok. Zawsze.
Pamiętam kiedy była tuż obok na jedno moje słowo.
Pamiętam te dobre dni. Kiedy potrafiliśmy siedzieć w nieskończoną ilość czasu razem i rozmawiać o wszystkim i o niczym. Pamiętam ,że zawsze pierwsza wyciągała rękę do zgody. Nawet jak nie byłem zły i nie miałem pojęcia za co mnie przeprasza. Pamiętam jak włączałem jej różne piosenki ,a ona słuchała ich zaangażowanie. Potem przez kilka dni z jej pokoju dobiegała w kółko właśnie ta piosenka. To jak smarowaliśmy naszych rodziców. To jak się śmiała z moich wszystkich wygłupów. To jak zawsze służyła mi pomocą. To jak ja jej pomagałem kiedy siedziała zapłakana z nogą w gipsie. To jak tłumaczyłem jej matematykę lub fizykę. To jak opowiadałem jej różne, zabawne sytuacje.
Ale pamiętam też jak ją wyzywałem, upokarzałem. To jak zamykała się w pokoju ,a kiedy słyszałem jej łkanie, ignorowałem to. To jak poprawiała każdy najmniejszy błąd językowy ,a ja się na nią denerwowałem. To jak mówiłem do niej tonem pełnym frustracji ,a ona nic nie zrobiła. To jak w jej oczach widziałem łzy po którychś z moich, niemiłych słów. To jak naśmiewałem się z jej wypowiedzi oraz zachowań ,a ona spuszczała głowę zakłopotana i nie odzywała się więcej. To kiedy jej coś zarzucałem chociaż tego nie zrobiła ,a nie słuchałem jej słów. To kiedy odrzucałem jej pomoc. To kiedy zrzucałem na nią wszystkie obowiązki ,a ona nie mogła wyjść z domu przez ich nadmiar.
Pamiętam to wszystko. I mogę stwierdzić ,że gdybym się nie zmienił nadal byśmy mieli dobry kontakt. Może dzięki temu wiedziałbym co się teraz z nią dzieję. Nie miałbym wyrzutów sumienia.
Wiem ,że ja i rodzice- nasze zachowania popchnęły ją do wyjazdu..._ |
|
Super User
|
-Chcę panią zostawić jeszcze na obserwacji-kilka dni.
-Ile? -spojrzałam na lekarza swoim słynnym wzrokiem mówiącym "Albo będzie po mojej myśli ,albo rodzona matka Cię nie pozna".
-Trzy, cztery dni. To nie wiele ,patrząc na twoje obrażenia.
-Proszę pana ,ja nie mam czasu na bezczynne leżenie. W moim życiu trzy ,cztery dni odgrywają niesamowita rolę. Więc proszę mnie w tej chwili wypisać.
-Nie mogę. Jesteś niepełnoletnia, masz poważne obrażenia i mogłaś umrzeć. Jestem pewny ,że koniki to zrozumieją -uśmiechnął się przyjaźnie ,ale w tej chwili najmilszy gest byłby dla mnie obrzydliwy.
-Nie koniki proszę pana. Tylko sportowe konie na międzynarodowe zawody -wręcz wysyczałam ,a lekarz trochę przestraszony wyszedł.
-Cudownie-powiedziałam sama do siebie. I co ja mam tu robić przez następne dni? Co z Billem? Wstałam z łóżka kompletnie ignorując okropny ból głowy. Zaczęłam szperać po wszystkich szafkach w pokoju robiąc przy tym ogromny hałas. Nie kontrolowałam moich szybkich ruchów i robiłam to co mi kazał mózg. Byłam specyficzną osobą, często nie myślałam -po prostu robiłam. I może właśnie dlatego jestem tak daleko ,bo nie myślę...
Nic nie znalazłam. Wszystko puste. Uhhh.
Usiadłam na łóżko niesamowicie zła. Chciałam stąd wyjść, teraz.
Wyszłam z pokoju i podążyłam do pokoju pielęgniarek.
-Przepraszam. Gdzie jest jakiś telefon z którego mogę skorzystać? -kobieta w średnim wieku spojrzała na mnie krzywo. Ahhh ,ta przyjazna służba zdrowia.
-Na przeciwko wind -och, kobieto ja nawet nie pamiętam jak mnie tu dowieźli ,a ty mówisz "koło wind". Ale znajdę na własną rękę. W sumie pomogła mi tyle co nic ,więc nie podziękowałam ,lecz odeszłam bez słowa. Już taka byłam -tak jak ktoś się zwraca do mnie ,tak ja do niego. Nie ważne kim była ta osoba, mogła to być nawet królowa Anglii. Byłaby nie miła ,ja byłabym dla niej. Proste ,prawda? A tak ciężko ludzie to rozumieją i uważają ,że jesteś niewychowany. Yhhh, szkoda gadać.
Szłam wzburzona przez długi korytarz. Rzygać mi się chciało od tego mocnego zapachu wszystkich lekarstw. Rozglądałam się na boki. Nagle na coś wpadłam i jak poprzednim razem ktoś powstrzymał mnie przed upadkiem. Uniosłam wzrok na mojego wybawce. No nie...
|
|
Super User
|
Byłam lekko podenerwowana ,ale skrycie to w sobie chowałam. Do moich uszu dobiegł dźwięk niespokojnego ruchu konia, szybkie, krótkie oddechy. Przyśpieszyłam kroku i już po chwili byłam przed boksem niespokojnego konia. Okazał się nim być Billy.
-Ej, Billy. Co się stało? -mój spokojny ton spowodował jeszcze większą panikę u niego. Otworzyłam boks ,aby go dotknąć i zapewnić bezpieczeństwo ,ale on zaczął kopać, stawać dęba, gryźć. Odskoczyłam ,usłyszałam krzyk. Odwróciłam się na chwileczkę ,ale było za późno. Poczułam okropny ból w głowie. Upadłam ,a oczy zamknęły mi się. Nie kontrolowałam tego.
*
Otworzyłam oczy ,ale obraz wciąż był zamazany. Czułam niesamowity ból głowy, jakby pulsowała ,a za chwilę miała wybuchnąć. Jęknęłam.
-Amelia obudziłaś się! Jak się czujesz? -niemal natychmiast koło mnie znalazła się obok mnie Katty.
-Gdzie ja jestem? Co mi jest? -mój ton był widocznie poirytowany.
-W szpitalu. Masz poważny wstrząs mózgu i wielkiego guza. Ale ty mi nadal nie odpowiedziałaś.
-Yhhh, dobrze. Jak długo tu będę?
-Nie wiem ,lekarz za chwilę będzie. Zrobi Ci badania i wtedy powie.
-Niech już tu będzie. Muszę wracać do stajni. On.. -nie dane mi było dokończyć ,bo Katty przerwała mi zfrustowana.
-Nigdzie nie pójdziesz! Te całe konie Ci tylko szkodzą! Ostatnio była ręka, teraz głowa! Co będzie następne? Serce? Mam już Ci organizować pogrzeb? -w jej oczach pojawiły się łzy. Zawsze była wrażliwa ,ale mnie to nie ruszyło. Rozumiałam ,że się o mnie martwi. Może teraz powiecie ,że zachowywałam się jak bezwartościowa egoistka ,ale mnie nikt nigdy nie rozumiał. Zawsze musiałam o wszystko walczyć.
-Nie rozumiesz! On się czegoś bał! Dostał paniki ,miał prawo się tak zachować -próbowałam go usprawiedliwić ,ale wiedziałam że Katty tego nie zrozumie.
-A jakby Cię zabił też mógłby się tak zachować? Ja się o Ciebie martwię ,zrozum. Doceń to. -o nie,wybuchłam.
-Doceniam! Brzmisz jak moi rodzice. Mówicie ,że nigdy nic nie doceniam, nigdy nic nie rozumiem. Jestem okrutna i egoistyczna! Ale wiesz co? Nie obchodzi mnie to ,bo jest mi z tym dobrze i nie zamierzam tego zmieniać! -po twarzy Katty popłynęły łzy ,a ona wyszła w natychmiastowym tempie. Opadłam na łóżko.
Miałam gdzieś ,że Katty teraz płacze. Tak samo jak miałam gdzieś jak płakała moja matka kiedy wyjeżdżałam. Wiem ,że nie tak moi rodzice chcieli mnie wychować. Zapewne gdyby widzieli to zdarzenie moja mama by się na mnie wydarła ,a mój tata bez skrupułów mnie spoliczkował. No cóż, urodziłam się żądna marzeń. A jak to mówią"Po trupach do celu".
|
|